Polska produkuje ponad połowę leków refundowanych dostępnych w aptekach. Mamy działające na dużą skalę zakłady produkujące insuliny, antybiotyki, środki onkologiczne i neurologiczne. Ale żadna z tych fabryk – jak przyznaje sam prezes PZPPF – nie znajduje się na liście infrastruktury krytycznej gwarantującej pierwszeństwo w dostępie do energii. „Nie jesteśmy traktowani jak infrastruktura krytyczna” – mówi Kopeć. To oznacza, że w razie odcięcia dostaw prądu lub jego reglamentacji zakłady farmaceutyczne mogą być zmuszone do wstrzymania produkcji – nawet leków ratujących życie.
To nie jest problem teoretyczny. W ostatnich latach coraz częściej mówi się o zagrożeniu hybrydowym – w tym atakami na infrastrukturę energetyczną. Przykład? Kilka miesięcy temu, jak przypomina „GW”, w Hiszpanii podjęto decyzję o stworzeniu specjalnych rezerw energetycznych dla przemysłu wytwarzającego leki. W Niemczech producenci farmaceutyków zostali wpisani do tzw. katalogu ochrony systemowej i mają gwarancje utrzymania zasilania w przypadku blackoutu. W Polsce takich rozwiązań nie ma.
Symulacja pokazuje jasno: jeśli dziś doszłoby do poważnego cyberataku, który sparaliżowałby część sieci energetycznej – a takie scenariusze są analizowane przez NATO i państwa UE – polskie fabryki leków zostałyby praktycznie wyłączone z działania. Część posiada własne agregaty, ale jak mówi Kopeć – to kropla w morzu. System nie byłby w stanie zagwarantować kontynuacji produkcji na odpowiednim poziomie. Nie tylko z powodu braku energii, ale także z powodu braku procedur kryzysowych.
Jeszcze gorszy byłby scenariusz pełnoskalowego konfliktu zbrojnego lub działań sabotażowych wymierzonych w przemysł lekowy. Bez ustawy o bezpieczeństwie lekowym w warunkach kryzysu, bez obowiązkowych zapasów substancji czynnych i bez realnych mocy produkcyjnych zabezpieczonych na poziomie państwowym – system rozpadłby się w kilka dni. A szpitale? Już dziś wiele z nich pracuje „z dnia na dzień”, bez większych rezerw, w oparciu o dostawy just-in-time.
Problem ten nie dotyczy wyłącznie leków. To również kwestia surowców, opakowań, chłodzenia, transportu i jakości. Produkcja leków to ciągły, wysoce wymagający proces technologiczny. Bez energii, certyfikowanego chłodzenia i dostępu do specjalistycznego personelu – nie da się go po prostu „zrestartować”.
W Polsce brakuje dziś spójnego planu awaryjnego dla sektora farmaceutycznego. Nie ma katalogu zakładów o strategicznym znaczeniu. Nie ma symulacji działań na wypadek kryzysu. Nie ma nawet formalnych deklaracji, że przemysł lekowy zostanie objęty priorytetową ochroną – choć właśnie na to naciska dziś branża.
Jeśli w najbliższym czasie nie zostaną wprowadzone zmiany legislacyjne, może się okazać, że cały wysiłek włożony w rozwój krajowej produkcji – w tym tworzenie Krajowej Listy Leków Krytycznych – okaże się bezużyteczny w sytuacji realnego zagrożenia. Mamy potencjał, by stać się samowystarczalni w wielu obszarach. Ale bez zabezpieczenia energetycznego ten potencjał może zgasnąć w jednej chwili – razem z pierwszym kryzysem.