Według NIK problemem nie była sama idea podwyżek, lecz sposób ich wdrożenia. Ustawa została wprowadzona bez analizy skutków finansowych i bez zabezpieczenia dodatkowych środków. Wzrost kosztów wynagrodzeń nie był równoważony wzrostem wycen świadczeń, a środki z budżetu państwa nie pokryły realnych potrzeb. W efekcie pieniądze przeznaczone na leczenie pacjentów zostały przesunięte na pensje. NIK alarmuje, że w części regionów doszło do faktycznego pogorszenia dostępności leczenia – zarówno planowego, jak i ambulatoryjnego.
Z raportu wynika również, że Ministerstwo Zdrowia i NFZ nie monitorowały na bieżąco wpływu nowych przepisów. Placówki musiały same szacować, ile środków mogą przeznaczyć na wypłaty, a ile na realizację kontraktów. Brak centralnej kontroli doprowadził do powstania tzw. białych plam w dostępie do usług zdrowotnych – szczególnie tam, gdzie już wcześniej sytuacja kadrowa była trudna.
NIK wskazuje wprost: ustawa podwyżkowa została uchwalona bez odpowiedzialności finansowej państwa. Tymczasem rosnące oczekiwania płacowe i presja ze strony środowisk zawodowych sprawiły, że NFZ znalazł się w sytuacji, której nie był w stanie sam udźwignąć. Pojawiła się konieczność zasilania Funduszu dodatkowymi środkami z budżetu państwa, ale i one nie wystarczają na dłuższą metę.
W tle raportu pojawia się pytanie, czy system w ogóle jest gotowy na poważną reformę. Jeżeli kolejne zmiany będą wprowadzane bez długofalowego planu i realnych wyliczeń, sytuacja może się pogarszać. Podwyżki dla pracowników ochrony zdrowia są potrzebne – to fakt bezdyskusyjny. Ale równie konieczne jest zapewnienie, by te podwyżki nie odbywały się kosztem pacjentów.
Jeśli rząd nie zareaguje na rekomendacje NIK, kolejne miesiące mogą przynieść dalsze ograniczenia w dostępności badań, wydłużone kolejki i presję kadrową, której nie wytrzymają ani lekarze, ani szpitale.