Państwowe finansowanie in vitro to temat, który od lat dzielił polityków. Po raz pierwszy program został wprowadzony w 2013 roku przez rząd Donalda Tuska, lecz nie przetrwał zmiany władzy. W 2016 roku, decyzją ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła i rządu Prawa i Sprawiedliwości, program został zlikwidowany. Władze tłumaczyły wówczas, że procedura nie rozwiązuje przyczyn niepłodności, a jej finansowanie z budżetu nie jest zasadne. Zamiast tego zaproponowano program naprotechnologii, który jednak nie zdobył szerszego zaufania środowisk medycznych ani samych pacjentów. W efekcie wiele samorządów – jak Łódź, Gdańsk czy Rzeszów – zaczęło tworzyć własne, lokalne programy wsparcia dla par walczących o dziecko.
Po ośmiu latach i zmianie układu sił politycznych, nowa większość parlamentarna zdecydowała o przywróceniu finansowania in vitro na poziomie ogólnokrajowym. Jesienią 2023 roku Sejm uchwalił ustawę zapewniającą corocznie co najmniej 500 milionów złotych na leczenie niepłodności, w tym procedury zapłodnienia pozaustrojowego. Głosowanie pokazało, że temat przestał być politycznym tabu – ustawę poparli nawet niektórzy posłowie PiS.
Od 1 czerwca 2024 roku program działa w całej Polsce. Zgodnie z jego założeniami, mogą z niego skorzystać pary w związku małżeńskim lub nieformalnym, które przez co najmniej rok bezskutecznie starają się o dziecko. Kobieta nie może mieć więcej niż 42 lata (w przypadku użycia własnych komórek jajowych) lub 45 lat, jeśli korzysta z dawstwa. Mężczyźni muszą mieścić się w limicie 55 lat. Program obejmuje także zabezpieczanie płodności u pacjentów onkologicznych oraz wykorzystanie wcześniej zamrożonych zarodków.
Efekty pierwszego roku działania programu są wymierne. Zakwalifikowano do niego aż 32 tysiące par. Potwierdzono ponad 12,7 tysiąca ciąż, a na świat przyszło już 951 dzieci. Minister Leszczyna, występując 21 maja w Sejmie, nie kryła wzruszenia i dumy – zapowiedziała, że wkrótce powitamy tysięczne dziecko z programu. Jak podkreśliła, Polska dzięki temu awansowała aż o 23 pozycje w Europejskim Atlasie Leczenia Niepłodności, plasując się obecnie na 19. miejscu.
Program miał być finansowany z kwotą 500 milionów złotych rocznie, ale zainteresowanie przerosło oczekiwania. W ciągu niespełna roku wydano około 800 milionów, co skłoniło Ministerstwo Zdrowia do zwiększenia puli środków – już wiadomo, że na 2025 rok przeznaczone zostanie dodatkowe 100 milionów złotych, a w razie potrzeby – kolejne.
Co ważne, program nie tylko zostaje utrzymany, ale ma też być rozwijany. Ministerstwo zapowiada ewaluację po pierwszym pełnym roku działania i analizę, jak usprawnić procedury kwalifikacyjne i zwiększyć dostępność usług w mniejszych ośrodkach. Decyzja o przywróceniu finansowania in vitro nie była wyłącznie polityczna – opierała się również na danych medycznych i społecznych. Niepłodność dotyka dziś co piątej pary w Polsce i dla wielu z nich to właśnie in vitro jest ostatnią nadzieją na biologiczne potomstwo.
Po latach niepewności państwo znów wspiera swoich obywateli w tej intymnej i często bolesnej walce. Choć historia programu pokazuje, jak silnie może być on uwikłany w ideologię, obecne podejście rządu wskazuje, że refundacja in vitro ma szansę na trwałe wpisać się w system ochrony zdrowia. I dać tysiącom rodzin szansę na spełnienie ich największego marzenia.