Article 1

Snusy w szkołach, politycy w kampanii i nowy przedmiot w ogniu krytyki. Edukacja zdrowotna zderza się z rzeczywistością

Gdy wiceministra edukacji Katarzyna Lubnauer została zapytana na antenie RMF FM o snusy – małe woreczki nikotynowe, które młodzież masowo przemyca do szkół – nie kryła zaniepokojenia. Trudno się dziwić. Problem uzależnień nikotynowych wśród dzieci i nastolatków narasta, a snusy stają się jego nowym, niepokojącym symbolem. Szczególnie gdy w tle tej debaty pojawia się kandydat na prezydenta, Karol Nawrocki, który w czasie jednego z publicznych wystąpień miał – jak zauważyli dziennikarze – sięgnąć po taki właśnie produkt.

Snusy i woreczki nikotynowe to produkty, które można łatwo kupić, nie wydzielają dymu ani zapachu, a ich użycie jest niemal niemożliwe do zauważenia w klasie. Zawierają za to bardzo wysokie dawki nikotyny, często kilkukrotnie wyższe niż papierosy tradycyjne. Właśnie dlatego eksperci biją na alarm – są to środki silnie uzależniające, a jednocześnie trudne do kontrolowania przez dorosłych. Uczniowie coraz częściej stosują je podczas lekcji, a dyrektorzy szkół nie mają skutecznych narzędzi, by reagować.

Dostępność tych produktów w internecie i sklepikach osiedlowych jest zaskakująco łatwa. Woreczki reklamowane są jako „zdrowsza alternatywa” dla papierosów, choć ich wpływ na młody organizm może być równie szkodliwy – nie tylko fizycznie, ale także psychicznie.

Edukacja zdrowotna jako odpowiedź

Ministerstwo Edukacji Narodowej zapowiada jednak konkretną odpowiedź. Od września do szkół trafi nowy przedmiot – edukacja zdrowotna. Ma być prowadzony w klasach IV–VIII oraz w szkołach ponadpodstawowych. W jego ramach poruszone zostaną m.in. tematy uzależnień, higieny psychicznej, zdrowego odżywiania, pierwszej pomocy i odpowiedzialności za własne ciało. W założeniu to właśnie takie zajęcia mają być przeciwwagą dla influencerów, youtuberów i polityków, którzy – świadomie lub nie – wysyłają młodzieży szkodliwe wzorce.

Opór mimo potrzeby

Mimo jasno zarysowanego celu, inicjatywa spotkała się z krytyką. Episkopat Polski w swoim oświadczeniu wyraził obawy, że zajęcia z edukacji zdrowotnej mogą być furtką do promowania „kontrowersyjnych treści dotyczących seksualności”. Taka narracja, choć obecna w przestrzeni publicznej od lat, zdaniem wielu ekspertów odwraca uwagę od rzeczywistych problemów. A te są konkretne i wymierne: lawinowy wzrost liczby młodych osób sięgających po nikotynę, alkohol, leki bez recepty czy substancje psychoaktywne. Wielu z nich nie wie nawet, co dokładnie zażywa – i nie ma do kogo się zwrócić z pytaniami.

Między polityką a profilaktyką

Debata o zdrowiu młodzieży nie powinna odbywać się w cieniu kampanijnych gestów. Trudno mówić uczniom, że „to złe”, gdy widzą, że dorośli – także ci z pierwszych stron gazet – traktują snusy jak modny gadżet. Rola szkoły staje się tu kluczowa, ale też niewystarczająca, jeśli nie towarzyszy jej spójny przekaz z domu, mediów i polityki.

Wprowadzenie edukacji zdrowotnej to krok w dobrą stronę, jednak bez wsparcia społecznego i odwagi, by głośno mówić o rzeczywistych zagrożeniach, pozostanie on jedynie gestem. Młodzi ludzie potrzebują nie tylko wiedzy, ale też autentycznych przykładów, że zdrowie – fizyczne i psychiczne – to wartość, o którą warto dbać. Nie tylko na lekcjach.