Tomasz Zieliński, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego, nazywa to „kuriozum”, alarmując na platformie X, że POZ stały się „najtańszym urządzeniem cyfrowym” NFZ. W jego ocenie to absurd – zamiast skupić się na pracy z pacjentami, lekarze są de facto administratorami danych, przerzucającymi zapisane informacje między systemami.
Narodowy Fundusz Zdrowia nie kryje, że problem istnieje, ale podkreśla, że to jedynie rozwiązanie tymczasowe. Część przychodni i gabinetów POZ nie wdrożyła jeszcze odpowiednich aktualizacji oprogramowania, co sprawia, że automatyczny przepływ danych nie działa. NFZ zapewnia, że w miarę postępu wdrożeń, ręczne przenoszenie danych zostanie wycofane.
Tymczasem lekarze POZ pytają: dlaczego to my mamy wypełniać lukę systemową? W dobie cyfryzacji służby zdrowia takie doraźne rozwiązania szkodzą efektywności pracy i stawiają kluczowe pytanie o sens i tempo realizacji projektów centralnych. Czy naprawdę pacjentowi miało służyć dodatkowe spowolnienie dokumentacji i wydłużenie wizyty o kilkanaście minut więcej?
Obecna sytuacja pokazuje, że gdy technologia nie działa sprawnie, medycyna wraca do najprostszych narzędzi – ludzkich rąk i oczu. Lekarze przekonują, że to obciążenie czasowe zostanie wyjęte z realnej opieki nad pacjentem, co może działać na szkodę systemu.
W kolejnych dniach środowisko POZ planuje postawić sprawę na forum resortu oraz zespołu cyfryzacji ochrony zdrowia – oczekując jasnego harmonogramu automatyzacji i realnej ulgi w biurokracji. Bo choć większość lekarzy chce uczestniczyć w cyfrowej transformacji, to nie za cenę utraty czasu poświęconego pacjentowi.